środa, 17 czerwca 2015

Od Sanjany Cd. Yoshio

-to nie wilkołaki tak śmierdzą to wódka-powiedział mi chłopak, chociaż nic takiego nie powiedziałam
-czy ja coś mówiłam?
-mam swoje źródełka kotku -odparł z ironią, co mnie w nim irytowało.
-no ale z drugiej strony pijesz żeby zamaskować smród wilkołaka- wzruszyłam ramionami brzdękając pojedyncze tony na gitarze.
-humor widzę dopisuje-powiedział sarkastycznie Yoshio.
-tak to już jest.-odparłam.
Wpatrzyłam się w horyzont. Błękit nieba już całkiem zanikł. Pozostała jedynie czerń i białe kropki które były gwiazdami. Tak bardzo romantycznie.
I to z wilkołakiem. Świat schodzi na psy.
Pomyślałam o tym, co może robić teraz mój tata.
Nagle przybyła jakaś dziewczyna.
-Sanjana De La Ross?-zapytała.
-no tak, ale o co chodzi?-nie bardzo rozumiałam.
-jesteś proszona do gabinetu dyrektorki. teraz.-wyjaśniła i poszła chociaż i tak nie wiem o co chodzi.
-no to chyba koniec randki-zaśmiał się szyderczo Yoshio.
-no chyba sobie kpisz. Nigdy nie umówię się z Tobą-prychnęłam.-ale jeśli to przez Ciebie mnie wzywają, uwierz, że jutro nie będzie w Tobie ani kropli krwi.-warknęłam i odbiegłam z gitarą w ręku.
Poszłam do pokoju zostawić instrument i pomaszerowałam do gabinetu.
Zapukałam. Odpowiedziało mi słowo "proszę "
Weszłam ostrożnie i zamknęłam za sobą drzwi.
-Usiądź, Sanjano- dyrektorka wskazała mi miejsce naprzeciw siebie.
Wykonałam polecenie. Krzesło było nawet wygodne.
-zastanawiasz się, dlaczego tu jesteś.
-tak madame-kiwnęłam głową.
-Już Ci to mówię. Sanjano, nie ma co owijać w bawełnę. Twój tata nie żyje. w dwóch słowach Łowcy wampirów.-powiedziała dyrektorka. coś jeszcze mówiła, ale w mojej głowie już huczało. Zemdlałam. Ocknęłam się gdzieś w jakiejś sali. Pewnie było to skrzydło w razie wypadków.
chciałam się podnieść.
-leż słoneczko-powiedziała do mnie kobieta, jak się domyślam, pielęgniarka.-za godzinę ci przejdzie i pójdziesz do siebie. Jak przez mgłę przypominałam sobie czemu tu byłam i co się stało. Po moim policzku poleciała jedna łza. Nigdy jeszcze nie czułam się taka samotna w tym świecie. Już nie miałam gdzie wrócić.
W końcu wyszłam i poszłam do pokoju.
Przebrałam się w zwykłą czarną sukienkę do kostek z długim rękawem, umyłam twarz z makijażu. Byłam blada i bez żadnych make-upów.
Siadłam przy oknie. Chciałam się pomodlić ale jak widać, imię Boże nie przechodzi przez gardło wampirów.
Usłyszałam pukanie,
-kimkolwiek jesteś odejdź-zawołałam, ale na próżno bo już drzwi się otwierały.
-a mnie to myślisz obchodzi-powiedział.-zostawiłaś to-podał mi mój zeszyt z piosenkami.
-dzięki. a teraz się stąd wynoś-wrzasnęłam i się rozpłakałam z bezsilności.
-ej no dobra. mogę iść ale nie powód by płakać.
-mojego Ojca zabili Łowcy a ty masz czelność kpić ze mnie!!-wrzasnęłam rzucając w niego poduszką.

[Yoshio? furia Sanju default smiley :d ]

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz