Światło słoneczne przebijało się między zielenią liści drzew, kąpiąc
poszycie leśne w tanecznym migotaniu ciepłych cieni i świateł.
Wiatr bawił się włosami, które wydostały się z mojego zbyt luźnego koku,
gdy przykucnęłam na gałęzi, wciągając powietrze w płuca.
Mój nos wypełniał słodki zapach człowieka - a dokładniej dwójki ludzi.
Nie byłam jeszcze głodna po poprzednim polowaniu, ale miałam ochotę
zapolować dla samej przyjemności oglądania przerażenia swoich ofiar. I
tej bezsilności, widocznej w oczach.
Nie potrafiłam, ale też nie chciałam powstrzymać szerokiego uśmiechu, który zagościł na mojej twarzy.
Bezszelestnie ruszyłam swoją ścieżką po drzewach, szybko zbliżając się do swojego celu.
Nagle stanęłam.
Coś w zapachu się zmieniło. Pojawiła się nutka, która pobudziła tłumione
wspomnienia. I nagle poczułam jak mimo braku ruchu, przenoszę się do
innego czasu, innego miejsca i patrzę na uniesiony nad głową brata
srebrny miecz.
Otrząsnęłam się, gdy usłyszałam kroki. Natychmiast skupiłam się na tym,
co pode mną przechodziło i rzeczywiście, była to dwójka ludzi. Na szyi
blondwłosej kobiety widniał srebrny łańcuszek. Ten sam metal zasłaniał
jej nadgarstki w formie bransoletek. Nawet w uszach miała ten uczulający
metal.
Zmarszczyłam nos, przenosząc spojrzenie na plecy towarzyszącego jej ciemnoskórego mężczyzny.
Ku mojemu zdziwieniu odkryłam, że on również nosi podobne... zabezpieczenia.
Mój wzrok przesunął się w dół, do ich pasów.
Poczułam jak ogarnia mnie chłód, gdy zobaczyłam kabury oraz długi przedmiot, przywodzący na myśli miecz u boku kobiety.
Łowcy.
- No proszę! - Cofnęłam się o krok w tym samym momencie, w którym moje oczy zetknęły się z brązowymi oczami mężczyzny.
Jego twarz wykrzywiła się w wywołującym ciarki na plecach uśmiechu.
Wciągając gwałtownie powietrze, odwróciłam się na pięcie, ale zanim
zdążyłam prysnąć, poczułam, jak wokół mojej kostki coś się owija.
Krzyknęłam, czując jak srebrny łańcuch boleśnie wbija mi się w kostkę i
pali moją skórę. Utraciwszy równowagę, runęłam ku ziemi z głuchym
sapnięciem, tracąc na chwilę oddech.
Szybkim ruchem strząsnęłam z nogi uwięź i podniosłam głowę, by zastygnąć
w bezruchu, widząc wycelowane w nią dwa pistolety w dłoniach mężczyzny.
Poczułam jak za mną staje kobieta, przykładając mi ostrze miecza do
szyi.
Zadrżałam, przerażona. Bałam się tylko dwóch rzeczy, a jedną z nich byli właśnie łowcy.
- Czyli miałam rację, że ta akademia nie jest normalna. - usłyszałam nad sobą.
- Zwracam honor. - mężczyzna skłonił się teatralnie w stronę stojącej za mną łowczyni.
Chociaż żadne z nich nie patrzyło na mnie, byłam sparaliżowana.
Wiedziałam też że ich uwaga nawet na chwilę nie przeniosła się z ofiary.
Uśmiechnęłam się kwaśno. Ofiara. Ironia to suka.
- Co cię tak śmieszy, krwiopijco? - mężczyzna uniósł brwi w kpiącym grymasie.
Odpowiedziałam mu tylko lodowatym spojrzeniem.
- Tsk, tak. - pomachał karcąco palcem, ani na chwilę nie przestając we
mnie celować - Nie ładnie tak, nie odpowiadać. - ledwo zarejestrowałam
jego ruch, gdy poczułam okropny ból w udzie. Krzyknęłam, zmuszając się
do pozostania w aktualnej pozycji, bo w innym przypadku nadziałabym się
na miecz blondynki.
W oczach czułam łzy, wywołane palącym bólem srebra w mojej nodze, ale nie pozwoliłam im popłynąć.
- Jak dużo jest was w tym instytucie? - mężczyzna odezwał się znowu, ale
tym razem na jego twarzy gościła tylko powaga... i groźba.
Wzięłam drżący oddech. Nie wygrają tak łatwo.
- Jakim... instytucie? - syknęłam i ułamek sekundy później poczułam jak do poprzedniej kuli dołącza się nowa.
Zawyłam, nie będąc już w stanie powstrzymać łez, które popłynęły po
moich policzkach. Czułam jak powoli wymyka mi się świadomość, a przed
oczami widziałam czarne plamy. K'urwa. Dlaczego to aż tak boli?
- Kłamanie w twojej sytuacji, jest niekoniecznie mądrym wyjściem. - usłyszałam.
Sarknęłam, rozbawiona.
- I tak mnie zabijecie. - skwitowałam z szerokim uśmiechem. Jedyną moją
możliwością, żeby się zemścić, było wepchnięcie tej dwójki w akademię,
która miała przewagę liczebną. Zabiją tych gnoi gdy tylko przekroczą
dziedziniec.
- Nie można temu zaprzeczyć. - zobaczyłam jak mężczyzna naciska na spust i zamknęłam oczy. Przynajmniej nie będę już cierpiała.
Jednak nigdy nie usłyszałam dźwięku wystrzału, ani nie poczułam kuli zagłębiającej się w moją skórę.
Biorąc drżący oddech, otworzyłam oczy które spotkały się z wilczymi.
Nie było już miecza przy mojej szyi, ani pistoletów wycelowanych w moją głowę.
Wybuchnęłam śmiechem, pomieszanym z płaczem, wyginając twarz do nieba, ale z bólu skuliłam się w sobie.
Znowu zostałam uratowana przez wilkołaka. Co ze mnie za wampir?
Nie uniosłam wzroku, ani nie przestałam swojego dziwnego pomieszanego z
płaczem śmiechu. Czułam się okropnie z tymi srebrnymi kulami w nodze i
świadomością że jestem względnie bezpieczna - uratowana przez istotę,
która mnie nienawidzi i zrobiła to pewnie tylko po to, by chronić
akademię.
Jakiś wilkołak?
niedziela, 14 czerwca 2015
Od Mutsumi

Wyślij pocztą e-mail
Wrzuć na bloga
Udostępnij w X
Udostępnij w usłudze Facebook
Udostępnij w serwisie Pinterest
Autor:
Anonimowy
Etykiety:
Mutsumi
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(
Atom
)
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz