Chwiejnym krokiem przemierzałam korytarze, w szkole było już ciemno.
Opuszczałam lekcyjne skrzydło jako ostatnia. Musiałam zostać po lekcjach
na konsultacjach z nauczycielem od fizyki. W ręce trzymałam swój
ulubiony kaganek, który małym ognikiem rozpraszał cały mrok wokół mnie.
Odkąd moja ciotka postanowiła mnie przenieść właściwie nic się nie
zmieniło. Nadal spędzam cały czas wolny w swoim pokoju wlepiając oczy w
szklany ekran laptopa i olewając wszystkie egzaminy wmawiałam sobie, że
jakoś sobie poradzę. No właśnie, poradzę. Właśnie wracałam z pierwszych
konsultacji w tej szkole, a uczyłam się tu zaledwie tydzień.
Z rozmyślań wyrwał mnie głuchy trzask drzwi. Wzdrygnęłam się. Płomyk
mojej lampy lekko się zatrząsł. Przyśpieszyłam kroku. Naprawdę nie lubię
błąkać się po szkole, kiedy jest tak ciemno. Otworzyłam drzwi
wyjściowe. Świeże powietrze napełniło moje płuca. Wzięłam kilka
głębokich wdechów i odwróciłam się za siebie. Nikogo nie było. Nie było
tam nikogo, a jednocześnie czułam, że ktoś mnie obserwuje. „Tylko mi się
wydaje” - wmawiałam sobie.
Zawiał mocniejszy watr, kaganek zgasł. Przeszły mnie ciarki. Nie wiele
myśląc ruszyłam na przód, aż tu nagle... bach, poślizgnęłam się na
schodach i leżę na bruku z twarzą w trawie. Zdezorientowana podniosłam
głowę. Przede mną leżały szczątki lampy, rozbita na drobne kawałki
pozostawiła wielką, tłustą plamę.
- Nic ci nie jest? - przerażona usłyszałam głos nad sobą.
Jakiś ktoś? ;3
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz