sobota, 12 września 2015

Od Mer

Chwiejnym krokiem przemierzałam korytarze, w szkole było już ciemno. Opuszczałam lekcyjne skrzydło jako ostatnia. Musiałam zostać po lekcjach na konsultacjach z nauczycielem od fizyki. W ręce trzymałam swój ulubiony kaganek, który małym ognikiem rozpraszał cały mrok wokół mnie.
Odkąd moja ciotka postanowiła mnie przenieść właściwie nic się nie zmieniło. Nadal spędzam cały czas wolny w swoim pokoju wlepiając oczy w szklany ekran laptopa i olewając wszystkie egzaminy wmawiałam sobie, że jakoś sobie poradzę. No właśnie, poradzę. Właśnie wracałam z pierwszych konsultacji w tej szkole, a uczyłam się tu zaledwie tydzień.
Z rozmyślań wyrwał mnie głuchy trzask drzwi. Wzdrygnęłam się. Płomyk mojej lampy lekko się zatrząsł. Przyśpieszyłam kroku. Naprawdę nie lubię błąkać się po szkole, kiedy jest tak ciemno. Otworzyłam drzwi wyjściowe. Świeże powietrze napełniło moje płuca. Wzięłam kilka głębokich wdechów i odwróciłam się za siebie. Nikogo nie było. Nie było tam nikogo, a jednocześnie czułam, że ktoś mnie obserwuje. „Tylko mi się wydaje” - wmawiałam sobie.
Zawiał mocniejszy watr, kaganek zgasł. Przeszły mnie ciarki. Nie wiele myśląc ruszyłam na przód, aż tu nagle... bach, poślizgnęłam się na schodach i leżę na bruku z twarzą w trawie. Zdezorientowana podniosłam głowę. Przede mną leżały szczątki lampy, rozbita na drobne kawałki pozostawiła wielką, tłustą plamę.
- Nic ci nie jest? - przerażona usłyszałam głos nad sobą.

Jakiś ktoś? ;3

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz